Ukryte pragnienia

Swoją historię opowiada: Mariusz Sikorski

Czas czytania: 3min 35sek

Mieszkałem i pracowałem w Anglii od prawie roku. Ponieważ zawsze interesował mnie rozwój osobisty, a mój mentor zarekomendował mi warsztat Ho’oponopono, postanowiłem wziąć w nim udział i odbyć kilkudniową podróż do Polski. Ho’oponopono to prastara hawajska praktyka i rytuał wybaczania, pojednania i uzdrawiania. Moja decyzja była związana z intencją uwolnienia starych urazów i resentymentów wynikających z wcześniejszej, ważnej, choć nieudanej relacji.

Podczas warsztatu poznałem kobietę, która mnie zainteresowała. Trudno mi było jednak uwierzyć, że budowanie relacji na odległość ma jakąkolwiek perspektywę. Wróciłem do Anglii i do pracy. Nie kontaktowaliśmy się przez ponad trzy miesiące, choć gdzieś w tle mojego samotnego życia pojawiała się owa kobieta, której imię zachowam dla siebie. Postanowiłem się do niej odezwać, jednak nie odpowiedziała.

Czas mijał, a bycie „samotną wyspą”, podobnie jak dżdżysta angielska pogoda, nie nastrajało mnie optymistycznie. Pewnego popołudnia, po rozmowie z przyjacielem, zapisałem się na portal randkowy. Przejrzałem kilka popularnych profili randkowych, chcąc poprawnie i atrakcyjnie się zaprezentować. Miałem przy tym trochę zabawy, bo poniosła mnie wena twórcza i zacząłem swój opis pisać wierszem. Byłem zadowolony z tego doświadczenia, bo to, co pisałem o sobie, było w pewnym sensie odkrywcze nawet dla mnie samego.

Koniec końców, swoją ofertę wysłałem do dziesięciu kobiet. Nic jednak z tego nie wyszło. Statystycznie oceniając efekt moich randkowych anonsów, wypadłem bardzo słabo. Zacząłem doszukiwać się ukrytego scenariusza mojego niepowodzenia randkowego i faktycznie odkryłem, że taki istnieje.

Przypomniałem sobie, że kiedy czasem myślałem o kobiecie, z którą chciałbym być, to właśnie takie cechy miała kobieta poznana na warsztatach Ho’oponopono. Było dla mnie jasne, że randkowanie przez portal nie mogło się udać. Postanowiłem jeszcze raz napisać do tej kobiety, pomimo że moja pierwsza próba sprzed trzech miesięcy była bez odpowiedzi. Miałem już jednak jasność, że to ona. Nieważne, czy przyjaźń na odległość, czy jako partnerzy razem – każda opcja była dobra. Odezwałem się jeszcze raz. Nasze przyjacielskie rozmowy na „Skype” trwały grubo ponad pół roku, a ja przyglądałem się, jak nasza relacja na odległość zamienia się w bliskość. Bez żadnego ciśnienia, wszystko układało się samo w swoim tempie. Chociaż ona była w Polsce, a ja w Anglii, w mojej głowie nieśmiało pojawiały się obrazy wspólnego domu przy lesie, niedaleko miasta.

Wreszcie spotkaliśmy się w Polsce. Zaprosiłem ją na urodziny do mojej siostry. Reszta potoczyła się sama. Spełniło się nasze wspólne marzenie o zamieszkaniu w domu przy lesie, blisko miasta.

Historia z portalem randkowym pozwoliła mi zrozumieć, że relacje na „siłę” nie funkcjonują. A kiedy jesteś szczery ze sobą i działasz spójnie z uczuciami, to co najlepsze dla Ciebie przychodzi bez wysiłku. Wystarczy tylko na to pozwolić. To jest mój Przekaz.