Samo, to się robi nic

Historię opowiada: Andrzej Łopiński
Czas czytania: 4min 10sek
Zredagował: Zygmunt Pulsson

To historia o pracy twórczej, która ma miejsce w murach Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, gdzie mistrz rzeźby, niczym przewodnik po labiryncie możliwości, kształtuje młode talenty artystów. Jest to nie tylko praca, ale i misja - delikatne, lecz stanowcze prowadzenie, które uczy sztuki rzeźbienia zarówno w materiale, jak i w samym sobie.

Andrzej Łopiński: Uczę aktualnie studentów w Akademii Sztuk Pięknych w Pracowni Rzeźby w brązie, a wcześniej prowadziłem zajęcia w Pracowni Ceramiki. Studenci przychodzą do mnie z projektami naszkicowanymi w szkicownikach. Oglądamy je wspólnie, rozmawiamy o założeniach artystycznych i detalach realizacji. Każda rozmowa zawiera w sobie podstawy artystycznych wyborów. Właśnie wtedy staje się jasne, że proces tworzenia to nie tylko kształtowanie formy, lecz również odnajdywanie wewnętrznych odniesień twórcy. To niezwykle rozwija świadomość i zaangażowanie studentów, przekładając się na artystyczny wyraz ich prac.

Często pytam studentów: Czy Wasz projekt ma swojego protoplastę? To pytanie odsłania prawdę o pierwotnym zamyśle – o tym błysku twórczym, który pojawił się w chwili intuicyjnego natchnienia, a który później bywa zatracany w gąszczu technicznych poprawek. To przestroga przed zbytnią kontrolą nad dziełem, które powinno zachować swój oddech spontaniczności. Bo proces twórczy wymaga głębokiego emocjonalnego zaangażowania.

To pytanie prowadzi też często do odkrycia, że najczystszy przekaz tkwi w pierwotnym szkicu, zrobionym czasem na bilecie autobusowym, który jest pełen błysku świeżości i prostoty. Wspomnę też, że tworząc potrzebujesz również przewidzieć i dopasować proces technologiczny, który nie może zakłócić końcowego wyrazu artystycznego pracy i jej ekspozycji. Studentom trudno to na początku przewidzieć – i właśnie dlatego jestem tu, aby wskazać możliwe rozwiązania.

Przypominam sobie zajęcia w Pracowni Ceramiki, które nauczyły mnie pokory wobec procesu twórczego i technologii. Projekt jednego ze studentów – pokaźna ceramiczna forma – był zagrożony zawaleniem i utratą wielu godzin pracy, ponieważ student nie przewidział dla niej odpowiedniej podstawy. Ceramika różni się od rzeźby w kamieniu, brązie czy drewnie, ponieważ każdą z nich można osadzić na wiele sposobów, zarówno na etapie obróbki, jak i ekspozycji. Duże formy ceramiczne wymagają jednak odpowiedniej formy, konstrukcji i podstawy, aby zachować środek ciężkości i uniknąć zapadania się w procesie wypalania. Młodzi artyści często nie dostrzegają tego problemu i nie potrafią go przewidzieć. Gdy pytam o zabezpieczenia, często słyszę: „Włożymy do pieca i jakoś to będzie. Samo się zrobi.”

To właśnie wtedy zrodziło się moje powiedzenie: „Samo, to się robi nic”. Bo trzeba przewidzieć, jak ustawić pracę w piecu, zrobić odpowiednie siodło, by po wypaleniu praca była dziełem, a nie przypadkowym obiektem. Bo sztuka od samego początku potrzebuje fundamentu. To fundament czyni ją sztuką. Bez niego pozostaje jedynie formą, ale nie poezją. To zasada obowiązująca w każdej dziedzinie sztuki: rzeźbie, muzyce, malarstwie, performansie czy filmie. Dzieło musi mieć swoją poezję, swój oddech i duszę, coś, co poruszy wyobraźnię i emocje. Tylko wtedy sztuka staje się pożądanym dziełem. Bez tego pozostaje jedynie formą – martwym obiektem. Chyba właśnie dlatego to zdanie „Samo, to się robi nic” przypomina, że życie, podobnie jak sztuka, wymaga zaangażowania, fundamentu i wielu przemyślanych kroków. Bo zarówno sztuka, jak i życie mogą być albo puste i pozbawione znaczenia, albo pełne sensu, poezji i piękna.

Często powtarzam studentom i to jest mój przekaz: Zawsze zaczynaj z wizją końca i bądź otwarty na zmiany. To wizja nadaje dziełu i życiu głębię. Czyni je sztuką i poezją – czymś, co warto zachować w pamięci.